Pod terminem Sprawunki należy rozumieć
bardzo szeroką kategorię czynności ściśle bądź luźniej
powiązanych z gospodarstwem domowym: od klasycznej, domatorskiej
sztafety z szufelką i zmiotką w ręku po slalom między półkami w
osiedlowym hipermarkecie. Do Sprawunków zaliczają się również
Perypetie Kuchenne, w skład których wchodzi zarówno przygotowanie
frykasów różnego sortu, jak i zatarcie śladów po kulinarnej
orgii. Specyficzną subkategorią są Sprawunki Typowo Męskie –
podczas gdy pozostałe sprawunki można by zbiorczo określić mianem
Sprawunków Typu Unisex, Sprawunki Typowo Męskie działają niczym
zastrzyk testosteronu. Wymiana żarówki, przykręcenie gniazdka,
przegląd roweru po zimie – to współczesne substytuty
prehistorycznego polowania na lwy. W każdym razie stanowią one
współcześnie mniejszość czynności codziennych, zdominowanych
przez kategorię Unisex.
Dzień weekendowy jest pod względem
Sprawunków wręcz modelowy. Dzisiejsza niedziela ma jednak kilka
smaczków, które czynią wyłom w modelowym planie dnia.
Po pierwsze, majówka spędzona u
teściowej w L. przysporzyła mi nie lada cierpienia. Otóż
mieszkanie dzielić musiałem z królikiem Leopoldem, dość
urokliwym (choć niezbyt towarzyskim) futrzakiem, który pośród
wielu walorów charakterologicznych i estetycznych, ma też jedną
zasadniczą wadę – bardzo nie lubi się z moją alergią. Atak w
mój czuły punkt (sfera nosowo-gardłowa) gwarantuje szybkie
zwycięstwo, w opisywanym przypadku pełne kichania i
niekontrolowanych łez. Co za słabeusz!
O Leopoldzie wspominam nie bez
przyczyny – po powrocie do domu bowiem musiałem poczynić serię
Sprawunków niwelujących zgubne działanie króliczej broni masowego
rażenia. Należę na szczęście do kategorii chłopców
potrafiących obsłużyć pralkę – niestety w swoim sprawunkowym
szale nie przewidziałem, że moje lokum ma ograniczoną ilość
powierzchni (wąskich, długich, nasłoniecznionych) służących
suszeniu Rzeczy. I w związku z powyższym Rzeczy otaczają mnie
teraz, wiszą na krzesłach, deskach do prasowania, zimnych
kaloryferach, promieniując orzeźwiającą wilgocią i tworząc w
mieszkaniu chorobliwy, tropikalny klimat. Nierozsądnie, chłopcze!
Punkt drugi dnia to zakupy. W gruncie
rzeczy nic ciekawego, za wyjątkiem faktu, iż poczynione w
snobistycznej Almie. Uwielbiam, po prostu uwielbiam sery pleśniowe
wszelkiego sortu! Lista dzisiejszych zakupów opiewała jednakże na
co innego - i właśnie z pomocą zdobytych produktów zmajstrowałem
naleśniki po ukraińsku. Mmmm, pychota! Dobrze, że jakiś
inżynierski geniusz wymyślił w swoim czasie blender, co wydatnie
skraca farszowe męki. Dużo zmywania po fakcie. Ot, i tak zleciało
pół dnia służącego wypoczynkowi.
Na wieczór plan nie-Sprawunkowy:
najpierw znajomy wpada w odwiedziny z jakowymś geszeftem, potem idę
pierwszy raz w życiu założyć rolki na nogi! Uchowałem się od
rolek przez tyle lat, a teraz mi wstyd i będę się uczył jeździć
po ciemku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz