Dzisiaj krótka impresja obiadowo-lodówkowa.
Po pierwsze, obowiązki kucharza dzisiejszego dnia spadły na mnie, jako że wróciłem wcześnie z pracy. Koncepcja posiłku zrodziła się w mojej głowie dość szybko, sama głowa okazała się jednak problematyczną częścią ciała - wszystko dlatego, że postanowiłem wczoraj zainaugurować tegoroczne juwenalia krakowskie i wsparłem polskie browarnictwo w uroczym, zatłoczonym plenerze miasteczka studenckiego. Klimat, jak co roku, niepowtarzalny (mam niebywałą słabość do tych hedonistycznych, młodzieńczych spędów), ale dzisiaj trzeba było odcierpieć uroki dnia poprzedniego. Do kucharzenia wziąłem się więc dopiero późnym popołudniem, na szczęście z niezłym efektem. Klasyczny filet z kurczka, młode ziemniaczki, do tego tzatziki i sosik pieczarkowy (prosta rzecz, podpatrzona tutaj: http://kuchnia-domowa-ani.blogspot.com/2012/03/sos-pieczarkowy.html) - zostałem pochwalony, a i mój brzuszek wydał się kontent.
Co do lodówki, to jakiś czas temu odbyłem ze swoją znajomą imprezową konwersację, w trakcie której padła kwestia mycia tego przydatnego sprzętu kuchennego. Otóż koleżanka uświadomiła mi mój olbrzymi błąd! Muszę w tym miejscu przyznać się do okropnej maniery: moje pedantyczne usposobienie doznaje bowiem licznych wyjątków. Niektóre z tych wyjątków wynikają z roztargnienia/nieuwagi, inne po prostu z niechęci do danego Sprawunku. Takim zniechęcającym mnie Sprawunkiem jest na przykład szorowanie kabiny prysznicowej, szkaradność! Z kolei Sprawunek w postaci sprzątania lodówki stanowi wyjątek płynący z nieuwagi i nieświadomości. I tak okazało się, że moja lodówka od wielu miesięcy nie zaznała czystości - żyjące w niej bakterie w tym czasie z pewnością dokonały sporego skoku cywilizacyjnego; co najmniej wynalazły koło, a kto wie czy nie wskoczyły nawet na etap systemu feudalnego z wszystkimi tego technologiczno-społecznymi konsekwencjami. Znajoma była zbulwersowana, a jej argument, że miejsce, w którym przechowuje się żywność, powinno być wypolerowane na błysk, przemówił do mojej wyobraźni. Na szczęście, okazało się, że pucowanie lodówki nie jest zajęciem niewdzięcznym; to coś jak mycie okien, tylko wygodniejsze, mniej męczące, a równie satysfakcjonujące z uwagi na końcowy efekt - przejrzystość szkła lodówkowych półek. Teraz lodóweczka mile łechce spojrzenie gospodarza, zwłaszcza że jej wnętrze uległo wypełnieniu - dopadł mnie chyba problem żywieniowego bogactwa.
Nawiązując jeszcze do poprzedniej notki - jazdę próbną na rolkach odbyłem! Nie jestem chyba w przypadku rolek takim beztalenciem jak odnośnie łyżew, więc może będą ze mnie ludzie. Ale pewnie jeszcze przez długie miesiące będę stanowił zagrożenie dla pieszych (hamowanie wcale nie jest łatwe!).
Sprawunki na dzień dzisiejszy zrealizowano w, powiedzmy, 75%. Plan na resztę tygodnia nie jest sprecyzowany, wszystko zresztą będzie tłem dla czwartkowego koncertu Kultu. Poznaj swój raj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz